czwartek, 5 listopada 2015

Pieprzę Cię miasto


Moje miasto liczy 761 873 mieszkańców, z których co drugi ma trzy samochody, a co trzeci piec węglowy. Co któryś tam pali liście na działce, a co jeden to modniejszy, z maską na twarzy. Ot, najnowszy trend (może tylko liczbowo to trochę inaczej wygląda). Wielu mieszkańców zapaliło znicze na cmentarzach w dniu, w którym szczególnie powinni to robić. Reszta wtedy na szczęście wyjechała, dzięki czemu zniczy było mniej. Gorzej dla zmarłych, ale lepiej dla żywych albo raczej ledwie dychających. Bo, jak twierdzi prezydent mojego miasta, PM 10 z dopuszczalnych 50 mikrogramów na metr sześcienny rośnie w oczach przez znicze. Bo listopad jest. W grudniu poziom PM 10 sponsorować będą piece, w styczniu auta, w lutym piece, w marcu auta. W kwietniu powiedzą, że smogu nie ma, ale to będzie Prima Aprilis. W lecie na szczęście będzie wiało. Ale zawsze już to miasto będzie w dolinie i zawsze już zabudowane po brzegi, że przeciągu nie zrobisz, choćbyś w tysiącach budynków okna pootwierał na oścież. 

Moje miasto już nie pierwszy raz powiedziało mi: Nie wychodź z domu. Z dziećmi to już w ogóle. Jeżeli takie jest Twoje stanowisko, miasto, to powiedz, po co ja Ciebie mam? Ledwie Ciebie widzę, chowasz się w pyle. Pieprzę Cię czule, jak śpiewała poetka Peszek. Cholera, miasto moje mi z domu zabroni wyjść? Z dzieci zrobię kiszone, na śmierć się zanudzę?

Zwołajmy konferencję prasową i niech Smok Wawelski opowie, skąd cały ten smog. Jeżeli głównie ze spalin, postaram się jakimś cudem wsiąść z dwulatkiem i drugim egzemplarzem, dwumiesięcznikiem tak zwanym, w godzinach szczytu do tramwaju. Lubimy adrenalinę. Jeżeli naprawdę to jest główną przyczyną, pokocham komunikację miejską, obiecuję. Ale jak to mówią, jeden samochód PM 10 nie czyni. I primo: pierwszego listopada w moim odczuciu w mieście aut było jakby mniej, mimo wszystko. Secundo: w okresie wiosenno-letnim też jeżdżą, a jednak alarmów smogowych nie ma wtedy aż tylu, co teraz. Moja głowa laika nie pojmuje, dlaczego więc tak bardzo upieramy się przy tych samochodach? 

Zdaję sobie sprawę, że smog to swoiste puzzle pyłów z różnych bajek: Pan samochodzik, Baba w piecu paliła, znacie je doskonale. Tylko co, jeśli one wszystkie nie mają dobrego końca? 

Zwołajmy konferencję prasową i niech Smok Wawelski powie szczerze, czy istnieje realna szansa na poprawę jakości powietrza w Krakowie. Bo jeśli nie, to spieprzę stąd miasto. Szkoda, bo teraz 

W tobie sobie mieszkam, 
co nie znaczy, że spieprzam 
lub, że się dobrze tu czuję, uchuję. 
(...)

chociaż

truje mnie miasto, 
upija mnie miasto, 
przeraża mnie miasto, 
zachwyca mnie miasto, 
zabija mnie miasto 
i wskrzesza mnie miasto 


źródło: Internet

Nie chcę mieć sąsiadów, których nie widuję. Kryją się w domach albo pod maskami. Bo smog. Dosyć mam ogólnodostępnej już paranoi, że kiedy dzieci kaszlą, to na pewno smog je dopadł. Przyszedł w nocy i zionął PM 10 ponad normę pod poduszkę. Że jak mieszkańcom głowy pękają to na pewno znowu przez smog. Że tym razem to mgła, ale może jednak smog. Nie chcę mieć selfie z maską, bo akcja społeczna, bo smog. Czy to w czymś pomoże? Chcę sobie z dziećmi zrobić zdjęcie pod Wawelem, tak, żeby było widać ich uśmiech... i Wawel.

Chcę wyjść z domu, chcę się zaciągać Twoim powietrzem, miasto. 

Chociaż gdzieś tam, w głębi duszy, chciałabym wiedzieć ile dni życia tracę chodząc własnymi drogami (które ty mi wyznaczasz swymi przystankami). Prawda mogłaby kłuć w oczy, jak smog, ale o ile byłabym zdrowsza, gdybym tylko to wiedziała. Wtedy bez sentymentów mogłabym odejść od Ciebie, moje miasto i zostawić za sobą całą tę mgłę wzmocnioną dymem.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz